
“Nasi chłopcy” – kilka słów o wystawie, która wstrząsnęła opinią publiczną
Od 12 lipca w Muzeum Gdańska można oglądać wystawę o dość niewinnej nazwie: “Nasi chłopcy”. “Nasi chłopcy”, wystawa przekornie nazywana przez niektórych “Nazi chłopcy” opowiada historię obywateli polskich z Pomorza Gdańskiego i terenów poniemieckich, którzy trafili do Wehrmachtu. O co w ogóle chodzi z tą sprawą?
Muzea Gdańskie raz po raz zaskakują opinię publiczną. Rok temu w Muzeum II Wojny Światowej zniknęła część wystawy poświęconej chociażby Witoldowi Pileckiemu czy św. Maksymilianowi Kolbe. Zwiedzając to muzeum, faktycznie odebrałam wrażenie, że na tapet została wzięta historia totalna II wojny światowej, w której polska perspektywa nie odgrywa pierwszoplanowej roli. Oczywiście, jest ukazany terror, wystawa jest przejmująca – zwłaszcza dokumentalne nagrania z ekshumacji zwłok oficerów polskich rozstrzelanych w Katyniu, ale w dalszym ciągu pomijane są sprawy najistotniejsze dla naszej polskiej polityki historycznej. Nie można przecież omijać elementów, które warunkują o naszej tożsamości narodowej i ukazują nasz charakter. To samo powinno tyczyć się wystawy, która opowiada trudną historię, w większości tragicznych losów żołnierzy przymusowo zwerbowanych do Wehrmachtu.
Nazwa to nie jedyny problem
Będąc ostatnio na tej wystawie odczuwałam wiele sprzecznych emocji. Przede wszystkim uderzała mnie nazwa w kontekście historii, z którą się wiąże. Zadawałam sobie pytanie, dlaczego nie można było jej nazwać chociażby “Trudne losy polskich obywateli” albo “Przymusowa służba u wroga”. Oczywiście, że był to zabieg, który miał wzbudzić kontrowersje… no i organizatorom wystawy się to udało. Bardzo trafnie całą sytuację skomentował dla Kanału Zero wiceprezes Instytutu Pamięci Narodowej dr hab. Karol Polej, który powiedział: Oto za polskie pieniądze powstała wystawa, która z całą pewnością będzie się w Niemczech podobać.
Właśnie to jest sedno całej tej sprawy. Podjęto się opowiedzenia bardzo delikatnej i trudnej historii, ale w sposób niekompletny i z narracją, która przedstawia służbę u wroga, jako coś, co nie zawsze stanowiło problemu i tragedii. Pierwsza część wystawy poświęcona jest historii… Wehrmachtu. Oczywiście, można pomyśleć, że przecież właśnie w taki sposób chcieli ukazać skalę konfliktu. Dowiadujemy się, że armia III Rzeszy liczyła 18 milionów 200 tysięcy żołnierzy, z czego 90 tysięcy żołnierzy pochodziło z Pomorza Gdańskiego oraz 200 tysięcy cytując: dawnych obywateli polskich.
W tej części wystawy przeczytać można o produkcji hełmów niemieckich, o tym z jakiej broni najczęściej korzystano oraz, że “rekruci” oprócz strachu i niepewności, odczuwali swego rodzaju ekscytację przed nowymi wyzwaniami. Słowo “rekrut” średnio pasuje do najczęściej przymusowo zwerbowanych żołnierzy…prawda?
Oglądać można również przerobione zdjęcia, w których najczęściej markerem zamalowywano niemieckie mundury w rodzinnych zdjęciach, by te mogły zostać w zbiorach rodzinnych albo by nie przyniosły przykrych konsekwencji i ostracyzmu społecznego. Wystawa ma na celu wzbudzić w nas współczucie. Jest poruszony temat obozu koncentracyjnego Stutthof, do którego trafiali żołnierze – dezerterzy, bądź jawnie sprzeciwiający się represji III Rzeszy. Jednakże, nie poznajemy ich konkretnej historii.
W drugiej części wystawy, twórcy pokazują skalę ducha walki i patriotyzmu wśród żołnierzy polskich zaciągniętych – najczęściej siłą – do wojsk III Rzeszy. Blisko 85 tysięcy żołnierzy Wehrmachtu zdezerterowało, ryzykując życiem, do armii Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie. W maju 1945 roku, byli żołnierze Wehrmachtu stanowili tam 36 procent. Patriotyzm, duch walki… to jest klucz, tu powinniśmy kłaść akcent w opowiadaniu tej trudnej historii. W tym zawiera się nasza polityka historyczna. “Nasi chłopcy” nie służyli dla wroga, “nasi chłopcy” to ci, którzy zdobywali się na heroizm i do końca walczyli o ojczyznę.
Zainteresowanie i opinia publiczna
W muzeum byłam 6 dni od oficjalnej premiery. Dwie sale, praktycznie non stop były zapełnione, co nie jest tak oczywistym zjawiskiem w muzeach. Pokazało mi to, że temat jest intrygujący, a historia wyłoniona na światło dzienne potrzebuje kompleksowego omówienia i odpowiedniej pro polskiej narracji. Tak jak już wspomniałam, największym problemem był akcent położony w złym miejscu. W centrum naszego zainteresowania, w żadnym wypadku nie powinien być Wehrmacht i niemiecka wojenna racja stanu. Wśród tych jakże wielu tysięcy żołnierzy, którzy w jakiś sposób zostali zapomnieni, bądź pominięci, jawi się wielu patriotów-bohaterów, walczących o ojczyznę i wolność.
Najistotniejszym jest wierność POLSKIEJ racji stanu, realizacja POLSKIEJ polityki historycznej oraz KOMPLEKSOWE podejście do tematu, w którym zwiedzający będzie mógł poznać prawdę i zrozumieć trud ówczesnych realiów.
Fot. Aleksandra Pawlikowska

Fot. Aleksandra Pawlikowska
Fot. Aleksandra Pawlikowska
Aleksandra Pawlikowska


