
ŁÓDŹ: HOSPICJUM ŁÓDZKIE – KRAINA GODNOŚCI
Piszę ten felieton przeciwko stereotypowi myślenia o hospicjach i ku pokrzepieniu serc swojego i Waszych. Jestem żoną chorego onkologicznie mężczyzny, którego choroba rozwijająca się od ponad roku, pozbawiła sił witalnych i możliwości poruszania się. Już wcześniej powstało pytanie ,,Jak nie stracić nadziei w sytuacji potwornego kryzysu?” Jak i gdzie znaleźć pomoc? Udawało się przez rok dojeżdżać na cewnikowanie i inne upokarzające mężczyznę zabiegi, prześwietlenia, wlewy itp. itd. W okolicach grudnia była już Poradnia Bólu przy Szpitalu Kopernika w Łodzi i morfina, ze wskazaniem, żeby zapisać męża do Hospicjum domowego. Wewnętrznie przerażona powtarzałam głośno że, damy radę. Byliśmy do tej pory prowadzeni przez empatycznego, wspaniałego doktora ze Szpitale Kopernika Marka. Po krwawieniach z pęcherza i udanej pomocy chirurgicznej urologa w szpitalu zgierskim, ten tzw. ,,miękki” etap choroby się zakończył. Mąż bardzo wychudzony, słaby przestał wstawać z łóżka i chodzić. Tu przydały się słowa ks. Jana Kaczkowskiego:
,,Może bezbronność ciężko chorego, której do tej pory tak się bał, okaże się pięknem, które będzie mógł innym ofiarować” Święta, sylwester ubiegłego roku, to był czas bolesnej prawdy o ludzkiej kondycji ale też intymnego świata naszych relacji. Czas dzielenia się opłatkiem przy łóżku, bez słów, bo łzy dzieci i nas były wymowne…Hospicjum domowe jako opcja okazało się nie możliwe i nie wystarczające. Co dalej? I nagle padły słowa, jedynym rozwiązaniem jest hospicjum stacjonarne. Ja poczułam zagrożenie, jakby mąż za chwilę miał trafić pod ścianę straceń. Potworne uczucie, konieczność ratowania jego życia, lęk przed niewiadomym. Modliłam się i dostałam słowa pocieszenia od siostry Krystyny Włodarskiej, która od lat wspiera swoją obecnością Hospicjum Łódzkie przy ul. Pojezierskiej w Łodzi.
W oczekiwaniu na miejsce, obydwoje wycieńczeni procesem ciężkiej choroby, prowadziliśmy szczere do bólu rozmowy. Mój mąż całymi godzinami spał, leżał w letargu. Bałam się, że odchodzi. Do tej pory był bardzo dzielny i silny psychicznie. Gdy karetka styczniowego przedpołudnia zabrała go, pojechałam wraz z córką do Hospicjum, zapłakana, wykończona nerwowo , myślałam, że to koniec, umieralnia. I nagle, gdy weszłyśmy do wskazanej sali szok i niedowierzanie . Siedem osób personelu przyjmowało mojego męża. Lekarz, siostra oddziałowa, pielęgniarki, sanitariusz, siostra zakonna, wolontariuszka. Profesjonalna krzątanina w 3 osobowej, widnej sali. Wesołe oczy mojego męża. Łóżko anty odleżynowe. Czysto, pachnące korytarze, ładna pościel. Na ścianach prawdziwe, kojące malarstwo. Wesołe w kolorze kitle personelu, zróżnicowane co do funkcji. Od tej pory bywam w hospicjum codziennie. Jesteśmy praktykującymi katolikami, więc udział w co niedzielnej mszy łóżkowej, była dla mnie cudownym, surrealistycznym zaskoczeniem. Uważam, że Hospicjum Łódzkie to kraina godności dla chorych i ich rodzin. Możemy być z nimi, przy nich już od godz. 12 tej do wieczora. Mąż ma zawsze czystą pościel, jest umyty, zadbany. Odzyskał apetyt. Jest też rehabilitowany, w ramach możliwości. W hospicjum jest piękna część socjalna, gdzie można przewieść chorego, wypożyczyć książkę, posłuchać koncertu, wypić kawę…Widziałam, że przychodzą pomagać, młodzi adepci fryzjerstwa. Stoją piękne, świąteczne ozdoby. Ale najważniejsza jest życzliwość wzajemna i profesjonalizm personelu.
To miejsce powstało dzięki Stowarzyszeniu Hospicjum Łódzkie, które od 25 lat niesie pomoc osobom z chorobami nowotworowymi. Interesuje mnie i na pewno czytelników, jak udało się pozyskać, wyremontować i wyposażyć budynki po szkole? Kto był pomysłodawcą i jakie były motywacje? Ile szlachetnych osób zaangażowało się w to dzieło? Kto prowadzi to pełne harmonii i miłości do chorych i ich bliskich miejsce? O tym będzie w drugiej części felietonu. Mam nadzieję, że w następnym miesiącu czyli w kwietniu 2025 r.
Autorka: Izabela Bedyniak-Siewierska z Katolickiego Stowarzyszenia Dziennikarzy