KONIN: Zbrodnie niemieckie we Wschodniej Wielkopolsce

Jak świat światem, nie będzie Niemiec Polakowi bratem

Polskie przysłowie

Michał Wagner z Daninowa (gmina Kazimierz Biskupi) – jedna z wielu ofiar zbrodni niemieckich
w powiecie konińskim

 

Poruszając w mojej wcześniejszej pracy – Zbrodnie komunistyczne
i powojenne świadectwa wiary mieszkańców powiatu konińskiego
, tematykę dotyczącą zbrodni komunizmu, nie mogłem pozostawić bez przedstawienia równie ważnej
i tragicznej historii o niemieckich zbrodniach, które, w okresie II Wojny Światowej, krwawo pokryły Ziemię Konińską…

 

Początek horroru

Niemieckie zbrodnie na mieszkańcach przyszłego województwa konińskiego zostały zapoczątkowane już 1 września 1939 roku. Właśnie tego dnia nieprzyjacielskie siły powietrzne zbombardowały m. in. wieś Anielewo w gminie Kazimierz Biskupi
(na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach). Niedługo potem Niemcy zrzucili bomby
w okolicach stacji kolejowych w miejscowościach: Babiak, Czarków (jedna
z późniejszych dzielnic Konina), Cienin Kościelny, Koło (bomba spadła na pociąg ewakuacyjny, zabijając ponad 200 osób) i Strzałkowo. Naloty nie ominęły również: Kościelca, Uniejowa czy Wilcznej. 5 września Niemcy zbombardowali teren
po opustoszałym lotnisku polowym, znajdującym się w Białobrodach koło Kazimierza Biskupiego. Na szczęście nasi lotnicy w porę ewakuowali się przed nadchodzącą śmiercią.

Wraz z postępującymi nalotami posuwały się także i wojska Wermachtu. Polska armia mężnie stawiła im czoła, walcząc o Turek oraz Uniejów. Niestety, usiane
po różnych cmentarzach groby żołnierzy z września 1939 roku zaświadczają o przelanej polskiej krwi i stratach jakie ponieśliśmy na lądzie… i w powietrzu.  5 września 1939 roku koło wsi Borecznia Wielka został zestrzelony porucznik Edmund Górecki. W podobnym czasie zginęli również dwaj nieznani polscy lotnicy, strąceni w rejonie wsi Sobótka.

Pośród mogił żołnierzy poległych za Ojczyznę, znajdują się także groby cywili, którzy zostali zamordowani przez okupanta niemieckiego w pierwszych dniach
i tygodniach okupacji. Niemcy niemal w każdej większej wsi, miasteczku czy mieście rozstrzeliwali po jednej, dwóch, kilku, kilkunastu, kilkudziesięciu, a nawet po kilkaset osób, chcąc w ten sposób zastraszyć i podporządkować sobie Polaków. Miejscowościami, które doświadczyły tego horroru były m. in.: Kazimierz Biskupi (1 ofiara), Kleczew
(9 ofiar), Konin (2 ofiary), Turek (około 300 ofiar [sic!]) czy Wylatkowo (4 ofiary). Pierwszych egzekucji na ludności cywilnej dokonywali żołnierze Wermachtu (powtarzany w Niemczech mit „czystych rąk Wermachtu” jest tak samo prawdziwy
jak pseudoteoria o płaskiej Ziemi). W późniejszych miesiącach i latach do zbiorowych mordów doszło w takich miejscowościach, lub okolicach tych miejsc, jak: Dąbrowice, Koło, Kramsk, Osiny, Ostrowite, Struga i Zagórów. Pierwszymi warstwami społecznymi, objętymi przez Niemców eksterminacją, była inteligencja oraz duchowieństwo. Mordowali również działaczy społecznych, członków Polskiej Organizacji Wojskowej
i powstańców wielkopolskich. Obawiali się, że elita kraju, na którą składały się wymienione przeze mnie grupy i warstwy społeczne, będzie dążyć do organizacji partyzantki na zajętych przez nich ziemiach. Już we wrześniu 1939 roku za Mielżynem okupanci zamordowali dwóch powstańców wielkopolskich z Witkowa – Adama Szczepańskiego i Franciszka Świerkowskiego. W listopadzie 1939 roku doszło
do zbiorowych mordów na elicie Ziemi Konińskiej: jedna miała miejsce w Koninie
na nowym cmentarzu żydowskim, a druga w Lesie Rzuchowskim przy Chełmnie
nad Nerem. Przyjmuje się, że w obu egzekucjach zostało zastrzelonych po 56 Polaków, jednak według wspomnień niektórych świadków w Koninie miało zginąć o wiele więcej osób. Niestety, do dnia dzisiejszego śledczym z IPN nie udało się tego potwierdzić… Wiadomo jednak, że wśród ofiar, znanych z imienia i nazwiska, znaleźli się np. Czesław Freudenreich – ostatni przedwojenny właściciel fabryki fajansu w Kole czy Stanisław Kwilecki herbu Byliny – ziemianin, ostatni dziedzic Grodźca, porucznik rezerwy Wojska Polskiego, weteran powstania wielkopolskiego i wojny polsko bolszewickiej
oraz wybitny działacz społeczny. W 1940 roku na terenie Lasów Dąbrowickich, niedaleko Tur, Niemcy zamordowali około 35 Polaków.

 

Na krzyż z Nim!

Dla Niemców ważna była nie tylko sama walka z ludźmi, lecz również z tym,
co nas kształtuje od wewnątrz, czyli religia i kultura. Idąc śladem swojego drugiego lewicowego bliźniaka – komunizmu, niemiecki faszyzm na masową skalę prześladował katolicyzm. Dla prawdziwych chrześcijan miłość wobec Boga, bliźnich
oraz nieprzyjaciół była bowiem ważniejsza od nienawistnych rozkazów dyktatora.
Sam Hitler miał powiedzieć: najcięższym ciosem, jakiego doznała ludzkość było powstanie chrześcijaństwa. Te słowa nie powinny dziwić: dla niego istniał  tylko jeden „bóg” – on sam. I tylko temu „bogu” Niemcy, Europa oraz cały świat miały składać pokłon…

Co ciekawe część wpływowych Niemców należała do tajnego i okultystycznego Towarzystwa Thule, które od początku swojego istnienia było wrogie Kościołowi.

Nienawiść do Jezusa Chrystusa nie była jedynym wspólnym mianownikiem Niemców (narodowy socjalizm) i komunistów (socjalizm naukowy). Kult wodzów, niszczenie opozycji, cenzura, propaganda, okrutny aparat terroru, pogarda wobec życia, tradycji i innych narodów, ludobójstwa, przeświadczenie o ciągłej walce a także współpraca obu systemów (np. w czwartym rozbiorze Polski) były niemal identycznymi częściami składowymi obu chorych ideologii. O bliskości stosunków naszych zachodnich sąsiadów z komunistami świadczy również to, że marksizm był dzieckiem Niemców: Friedricha Engelsa i Karola Marksa (z pochodzenia będącego zresztą Żydem) oraz silne poparcie marksistowskich idei, przez część niemieckiego społeczeństwa w pierwszej połowie XX wieku. To właśnie wtedy, a dokładnie w listopadzie 1918 roku, rok
po słynnej rewolucji październikowej, zwolennicy myśli Marksa doprowadzili
w Niemczech do czerwonej rewolty.

Na Ziemi Konińskiej walka z religią, a w szczególności z Kościołem Katolickim, będącym od wieków ostoją patriotyzmu i polskości,  przebiegała bardzo krwawo. Niemcy zamknęli dla Polaków niemal wszystkie kościoły. Zamknięte ośrodki kultu zdewastowali, ograbili z cennych przedmiotów, zamienili je np. na spichlerze, a część całkowicie,
lub częściowo, zrównali z ziemią (m. in.: kościół w Budzisławiu Kościelnym, Ostrowążu, Spicymierzu, Dębach Szlacheckich czy Koszutach). Podobny los spotkał również klasztory. Erem kamedulski w Bieniszewie przekształcili w ośrodek szkoleniowy
dla Hitlerjugend. Członkowie tej paramilitarnej organizacji młodzieżowej zdewastowali klasztor, dopuszczając się nawet zbezczeszczenia szczątków zmarłych zakonników. Na dodatek terroryzowali lokalną ludność. Zniszczone zostały także przydrożne krzyże oraz kaplice. Ten ponury los spotkał np. krzyż Tarejwy oraz zabytkową drewnianą kapliczkę „Łosośkę” w Kazimierzu Biskupim, która słynęła ze swej konstrukcji – gonty
na jej kopule przypominały rybią łuskę.

Niemieccy okupanci chcieli też zlikwidować kamienny krzyż z Lichenia Starego. Rozkazali go więc zniszczyć miejscowym Polakom, jednak na szczęście pobożni lichenianie w porę ukryli go w wodach Jeziora Licheńskiego. Po wojnie ci sami ludzie wyciągnęli krzyż z wody i postawili go na nowo we wsi.

Duchowni katoliccy, zarówno księża, jak i zakonnicy, zostali aresztowani.
Część z nich Niemcy osadzili w obozie koncentracyjnym w Dachau. Dla wielu był
to niestety już ostatni etap w ich ziemskiej wędrówce…

Na masową skalę niszczyli również pomniki poświęcone bohaterskim przodkom i chwalebnym wydarzeniom dla Narodu Polskiego, jak miejsca krwawych bitew Powstania Styczniowego we Wschodniej Wielkopolsce. Wśród tych unicestwionych znalazły się pomniki z Borka Lądkowskiego, Dąbia, Ignacewa, Mieczownicy, Nowin Brdowskich oraz ze Sławoszewa.

Zniszczeniu miał ulec także jeden z nielicznych pogańskich reliktów.
We Władzimirowie okupanci, do utwardzenia lokalnej drogi, użyli dawnego słowiańskiego posągu, od wieków stojącego w pobliżu zabudowań wspomnianej wsi.

 

Prawo Drakona w wersji niemieckiej

Niemcy walczyli z naszymi Rodakami na wiele innych sposobów. Bardzo szybko pozamieniali polskie nazwy miejscowości na niemieckie, zakazali wieszać narodową flagę i godło, wprowadzili godzinę policyjną, rekwirowali np. ciepłe ubrania na zimę,
w znaczący sposób ograniczyli dostęp do kultury i żywności, pozamykali polskie szkoły, godząc się jednak w późniejszym czasie na otwarcie garstki szkół, w których nauka, oprócz nasiąknięcia propagandą niemiecką, ograniczała się do przekazania wiedzy
z zakresu prac ręcznych i podstaw matematyki oraz wpajania podstawowych słów
z języka niemieckiego. Otwierali obiekty przeznaczone tylko dla Niemców,
jak np. sklepy spożywcze. Kazali kłaniać się i zdejmować nakrycia głowy przed sobą
oraz konfiskowali książki, które następnie niszczyli (spalili np. bardzo cenny księgozbiór wybitnego ziemianina, przedostatniego właściciela majątku Kazimierz Biskupi, patrioty, społecznika i senatora – Stanisława Mańkowskiego herbu Zaremba). Zakazane było nawet posiadanie radia, sprzedaż żywego inwentarza oraz ubój zwierząt,
za co groziła kara śmierci (przekonali się o tym dwaj rolnicy z gminy  Kazimierz Biskupi – Władysław Jagodziński i Józef Michalski). Okupanci brali zakładników, których wykorzystywali m. in jako „tarcze osłonowe” podczas akcji antypartyzanckich (chyba nie trzeba pisać, że za konspirację groziła tylko jedna kara…). Niejeden mieszkaniec naszego regionu był więziony, a nawet poniósł śmierć, w niemieckich obozach koncentracyjnych i zagłady. Pod koniec 1939 roku Niemcy deportowali pierwszych mieszkańców Wschodniej Wielkopolski do Generalnej Guberni. Nie mieli przy tym litości wobec osób starszych, chorych i dzieci. Deportacje odbywały się zawsze nocą lub w godzinach porannych. Okupanci dawali maksymalnie 30 minut czasu na uszykowanie się
oraz opuszczenie domu. Wyrzucani Polacy nie mogli zabrać ze sobą drogocennych przedmiotów, książeczek oszczędnościowych, dewiz czy pościeli. Pozwalano wziąć jedynie ręczny bagaż o masie do 30 kg na osobę (dla dzieci było to o połowę mniej). Rodacy nieraz byli wyrzucani przy użyciu siły fizycznej. Na miejsce wysiedlonych okupanci sprowadzali kolonistów niemieckich. Z samej gminy Kazimierz Biskupi deportowali ponad 2000 osób, w tym moich przodków Rewersów z Bochlewa.
Warto zaznaczyć, że już w początkowym okresie II Wojny Światowej Niemcy przejmowali duże, dobrze zagospodarowane majątki polskich ziemian.

Innym sposobem pośredniej eksterminacji były wywózki Polaków na roboty przymusowe do Niemiec. Z samego Kazimierza Biskupiego i okolic wywieziono około 500 osób, w tym niepełnoletnich mieszkańców gminy.

Roboty przymusowe w Niemczech były bardzo ciężkie, ponieważ niemieccy rolnicy często traktowali Polaków jako niewolników, nieraz ich katowali, głodzili
oraz zmuszali do pracy, trwającej nawet po 18 godzin dziennie.

Pałac rodziny Mańkowskich w Kazimierzu Biskupim, zdewastowany przez Niemców  podczas II Wojny Światowej

Mój pradziadek – Władysław Rewers z Bochlewa – rolnik, kapral Wojska Polskiego, strażak-ochotnik OSP Bochlewo, prezes lokalnego Kółka Rolniczego, radny Gromady Dobrosołowo i jeden z wielu bochlewian wysiedlonych przez Niemców podczas II Wojny Światowej

 

Niemcy nie mieli litości nawet wobec jeńców wojennych. 14 września 1939 roku w Kazimierzu Biskupim rozstrzelali dwóch nieznanych z imion i nazwisk polskich żołnierzy. 19 października 1942 roku na dziedzińcu kazimierskiego urzędu gminnego zastrzelili jeńca rosyjskiego – kapitana lotnictwa Mikołaja Sworowa. Wziętych do niewoli zmuszali też do przymusowej pracy. 30 jeńców angielskich wykorzystywali
przy budowie kanału Warta – Gopło.

 

Ludzie ludziom zgotowali ten los

Ludność żydowska, od pierwszych dni okupacji, była brutalnie dyskryminowana przez okupanta niemieckiego. Najpierw Niemcy drastycznie ograniczyli im prawa (znacznie bardziej niż Polakom) np. do opieki medycznej. Zniszczyli lub przystosowali do innych celów większość synagog, bibliotek żydowskich oraz cmentarzy.
Ograbili wszystkich Żydów oraz zakazali publicznego kultu. W późniejszym czasie utworzyli dla nich wydzielone strefy zamieszkania – tzw. getta. Zakładali
je w miastach, miasteczkach oraz na terenach większych wsi. W naszym regionie istniały one m.in. w Dąbiu, Grabowie, Grodźcu, Kłodawie, Kole, Koninie, Rzgowie, Turku, Uniejowie, Zagórowie czy na terenie Kowal Pańskich. Część z tych miejsc pełniła funkcję „punktów zbornych” dla ludności żydowskiej z innych gett.

Getta były zawsze przepełnione. Mnożyła się w nich bieda, głód, choroby
oraz śmierć… Z czasem ich mieszkańców przesiedlano do innych, dalszych gett, obozów pracy lub transportowano do pierwszego w Europie niemieckiego obozu zagłady
w Chełmnie nad Nerem – miejsca przeznaczonego do masowej eksterminacji Żydów.
Nie można także zapomnieć o pozostałych ofiarach Chełmna: o grupie kilkudziesięciu dzieci czeskich ze wsi Lidice i Ležáky, około 4300 Romach i Sinti, jeńcach radzieckich, nieznanej liczbie księży, zakonnic, pensjonariuszy domów starców i przytułków miejskich we Włocławku oraz dzieci polskich z Zamojszczyzny. Miejsce zagłady funkcjonowało od grudnia 1941 do kwietnia 1943 roku, a następnie od czerwca 1944
do stycznia 1945 roku. Według niektórych szacunków, w tak krótkim czasie, Chełmno mogło pochłonąć nawet 350 tysięcy istnień ludzkich.

Sam obóz był niewielki. Eksterminacja ograniczała się głównie do terenu
po byłym majątku oraz okolicznego Lasu Rzuchowskiego. Żydzi, m. in z Bełchatowa, Brzezin, Dąbia, Gąbina, Grabowa, Kłodawy, Koła czy Łodzi, byli transportowani lokalną kolejką, a następnie sprowadzano ich do pałacu, gdzie Niemcy ogołacali nieszczęśników z posiadanych rzeczy. Następnie okupanci kazali im wchodzić, do czekających
przy pałacu, samochodów-komór gazowych (tzw. mobilne komory gazowe).
Niemcy podłączali do nich rury wydechowe, przez co spaliny docierały do wnętrza, dusząc na śmierć stłoczonych w nich Żydów. Samochody docierały do Lasu Rzuchowskiego, gdzie każdego dnia na leśnej polanie grupa kilkudziesięciu więźniów grzebała oraz paliła w dołach i krematoriach tysiące ciał. Niespalone kości ofiar mielili w specjalnym młynie do kruszenia kości.

Co ciekawe mobilne komory gazowe i krematoria były wykorzystywane już we wcześniejszych latach, i to nie przez Niemców, lecz komunistów w ZSRR
w okresie Wielkiego Terroru.

Oprócz gett istniały również obozy pracy przymusowej, gdzie Żydzi byli zmuszani do niewolniczej pracy. Takie ośrodki istniały w Ciążeniu, Czarkowie, Grodźcu, Lądzie, Ślesinie i Zagórowie.

12 sierpnia 1943 roku w Czarkowie, po wielu dniach śmiertelnej udręki
i wycieńczenia, więźniowie postanowili się zbuntować. Podpalili kilka baraków obozowych. W tym samym dniu, część buntowników, popełniła samobójstwo. Niedługo potem Niemcy zlikwidowali obóz.

W Golinie Żydzi byli zmuszani do budowy dużego zakładu, specjalnie ulokowanego przez okupantów na cmentarzu żydowskim. Według relacji ustnej starszych golinian i mieszkańców okolicznych wsi, Niemcy mieli wznieść w tym obiekcie krematoria, których docelowym przeznaczeniem było spalanie ciał pomordowanych Polaków. Okupanci, wzorem swoich kolegów z Buchenwaldu, przymierzali się
do garbowania skóry i wytwarzania mydła z ludzkich ciał. Niestety, tych relacji nie można poprzeć żadnymi znanymi dokumentami. Faktem jest jednak to, że niedługo
po wojnie Polacy uruchomili obiekt, tworząc w nim zakład utylizacyjny „Bacutil”, przeznaczony m.in. do spalania padłych zwierząt.

Dla Polaków Niemcy przeznaczyli obozy pracy przymusowej w Gosławicach oraz Świnicach Warckich. W Koninie na ulicy Wodnej istniało także ciężkie więzienie, w którym nasi Rodacy byli przetrzymywani, torturowani i mordowani. Co ciekawe funkcja tego budynku nie zmieniła się nawet po zaprzestaniu działań zbrojnych. W latach stalinizmu komuniści więzili, katowali i zabijali tzw. „wrogów ludu”. Na południe
od ulicy Wodnej, na Szarych Szeregach, mieścił się areszt gestapo, w którym po wojnie znajdował się areszt Urzędu Bezpieczeństwa.

Dla księży Niemcy utworzyli obóz przejściowy, mieszczący się w zabudowaniach klasztoru Misjonarzy Świętej Rodziny w Kazimierzu Biskupim. W lądzkim opactwie mieściło się zaś więzienie dla duchownych.

Pisząc o zbrodniach niemieckich na naszej ziemi, nie można zapomnieć o dwóch wielkich miejscach kaźni Żydów: o Lesie Krążel i Lesie Rudzickim. Na terenach obu kompleksów leśnych zginęło łącznie około 9500 Żydów z powiatu konińskiego. Niemcy wykorzystywali tam m.in. mobilne komory gazowe, jednak to, co się działo w Krążlu wydaje się najbardziej przerażające: do mordowania ludzi okupanci używali np. palonego wapna, które w reakcji z wodą stawało się żrącą substancją, stosowaną na żywych ludziach. Jeden ze świadków tego mordu – weterynarz Mieczysław Sękiewicz z Konina – pamiętał jak jeden z gestapowców roztrzaskał o brzeg auta główkę małego dziecka. Następnie morderca rzucił tym ciałem w stronę zrozpaczonej matki, w taki sposób,
że wyciekający z czaszki mózg, zakleił jej usta…

Warto dodać, że pomimo ciągłego strachu i otaczającej śmierci tysiące Polaków zdecydowało się udzielić schronienia prześladowanym przez Niemców Żydom.
Wielu z nich przypłaciło za ten czyn życiem (tak jak błogosławiona rodzina Ulmów). Jesteśmy tym narodem, który, za ratowanie Żydów podczas II Wojny Światowej, otrzymał najwięcej odznaczeń Sprawiedliwego Wśród Narodów Świata. Ponad 7200 Polaków zostało odznaczonych tym wyróżnieniem. Oczywiście nie należy sądzić,
że wyróżnieni tym odznaczeniem byli jedynymi naszymi Rodakami,
którzy ratowali Żydów. Do dnia dzisiejszego wielu innych Polaków nie zostało docenionych przez izraelski instytut Jad Waszem. Jednym z nich był Stefan Staszak – rolnik z Wierzch. Pomimo grożącego mu wykrycia ze strony jego sąsiada folksdojcza,
z narażeniem życia swojego oraz najbliższej rodziny, ukrywał w swoim gospodarstwie Żydówkę i jej dziecko. Szczęśliwie zarówno Staszacy, jak i wspomniana dwójka Żydów, przeżyła okupację niemiecką.

Szkoda, że tak dużo Żydów, na czele z państwem Izrael, zapomniało o naszej wielkiej ofiarności wobec starozakonnych. To właśnie u nas, od czasów średniowiecza, znajdowali upragniony azyl, wolny od prześladowań i krwawych pogromów, jakie miały miejsce w „tolerancyjnej” Europie Zachodniej. Szkoda, że tak wielu z nich zapomniało
o naszych Sprawiedliwych z czasów II Wojny Światowej. Zamiast wdzięczności obrzucają nas w mediach oszczerstwami, twierdząc kłamliwie, że jesteśmy antysemitami i mamy krew ich przodków na rękach (np. zarzucają nam odpowiedzialność za mord
w Jedwabnem, za który tak naprawdę winni są Niemcy). Tę nieprawdziwą narrację podchwytują i rozgłaszają po świecie niektórzy obywatele Polski, pisząc jadowite artykuły, książki i kręcąc takie filmy, jak Pokłosie. Dlaczego Żydzi nie mają pretensji
do Ukrainy, Francji czy Chorwacji, których dziesiątki tysięcy obywateli aktywnie włączyło się w mordowanie wyznawców religii mojżeszowej? Czemu milczą na temat własnej policji żydowskiej, której funkcjonariusze często pomagali Niemcom
przy łapankach i deportacjach Żydów z gett do obozów zagłady? Te pytania pozostają bez odpowiedzi…

 

Krwawi i bezkarni

Na Ziemi Konińskiej Niemcy spowodowali olbrzymie zniszczenia
w infrastrukturze drogowej, kolejowej, zabudowie mieszkalnej, użyteczności publicznej i sakralnej, które dopiero po czasie udało się nam w pewnym stopniu obudować.
Wiele obiektów straciliśmy bezpowrotnie. Nieznana liczba dzieł sztuki spłonęła
lub zaginęła. Większość synagog i cmentarzy żydowskich okupanci starli w proch. Zdewastowali dziesiątki kościołów i siedzib ziemiańskich. Ograbili lokalne fabryki. Zamordowali i okaleczyli fizycznie oraz psychicznie setki tysięcy ludzi, a mimo to tylko kilku z nich dopadła sprawiedliwość. Będąc bardziej dokładnym tylko część załogi obozu zagłady w Chełmnie nad Nerem odpowiedziała za swoje czyny. Żandarmów – Lenza
i Haasego, zamordowali sami więźniowie podczas jego brutalnej likwidacji w nocy
z 17 na 18 stycznia 1945 roku (zbuntowani Żydzi spłonęli żywcem w spichlerzu, podpalonym przez okupantów). Założyciel i pierwszy komendant obozu – Herbert Lange, współodpowiedzialny m.in. za mord w Lesie Krążel  zginął w walkach z Armią Czerwoną w kwietniu 1945 roku. Hans Bothmann (drugi komendant) i Albert Plate (zastępca komendanta) popełnili samobójstwo. Po wojnie, za swe zbrodnie, stracono Waltera Pillera (drugiego zastępcę komendanta) i Hermanna Gielowa (jednego z kierowców samochodów-komór gazowych). W lipcu 2001 roku Sąd Rejonowy w Koninie skazał Polaka – Henryka Manie, na karę ośmiu lat więzienia za udział w ludobójstwie.
Mania był jednym z kilku członków obozowego Sonderkommando. Prokuratura zarzuciła mu znęcanie się nad więźniami, odbieranie im kosztowności, ubrań i wprowadzanie
ich do mobilnych komór gazowych. Wyrok był prawomocny, ale skazany nie odsiedział swojej kary. Z powodu pogarszającego się stanu zdrowia, po półtoramiesięcznej odsiadce, wyszedł na wolność…

 

The end?

Nawet po 1989 roku wroga polityka Niemiec wobec Polski nie uległa zmianie. Współczesne Niemcy, idąc śladem swoich dawnych przodków –  Fryderyka II, Fryderyka Wilhelma II, Ottona von Bismarcka i wspominanych już wielokrotnie „ubermenschów”, przypuściły kolejny atak na Polskę, który tym razem, dla większej skuteczności, obrał inną formę natarcia. W okresie transformacji gospodarczej niemiecki kapitał,
przy współpracy z „polskimi” postkomunistami, aktywnie włączył się w rugowanie polskiej gospodarki. Działania te polegały m. in. na przejmowaniu polskich zakładów przez Niemców, których duża część w późniejszym czasie ogłaszała upadłość.  Nie trzeba wspominać, że nadal wielu mieszkańców Konina doskonale pamiętają prywatyzację
i sprzedaż Cukrowni Gosławice naszym zachodnim sąsiadom. Co było następstwem tej transakcji? W 2008 roku dobrze prosperujący i nowoczesny zakład przeszedł
do historii…

Przerażające wydają się również niemieckie oszczerstwa na Polskę, kłamliwie zarzucające nam np. współudział w Holokauście, obojętność w ściganiu i sądzeniu
przez Niemców własnych zbrodniarzy wojennych, negowanie swoich zbrodni, niewypłacenie Polsce należnego jej odszkodowania za straty wojenne, ciągła ingerencja w naszą politykę wewnętrzną oraz sprzeciw wobec realizacji kluczowych dla Polski inwestycji – np. przekopu Mierzei Wiślanej czy budowy CPK.

Historia zatoczyła kolejno koło, lecz nas Polaków nie powinno to dziwić. Od setek lat, zawsze to samo – Nihil novi sub sole, lecz dobry Boże… Jak długo jeszcze?

 

Łukasz Rewers

 

Bibliografia

Piotr Maluśkiewicz, Województwo konińskie: szkic monograficzny, wyd. 1, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1983, s. 81-340, ISBN 83-01-00534-3.

– Praca zbiorowa pod redakcją Zbigniewa Chodyły, Dzieje Kazimierza Biskupiego, wyd. 2, Wydawnictwo „Aspeks”, Konin 2001, s. 189-228, ISBN 83-88349-03-01.

– A. Grzegorczyk, P. Wąsowicz, Obóz zagłady Kulmhof w Chełmie nad Nerem – Przewodnik po miejscu pamięci, wyd. 1, Wydawnictwo i Drukarnia UNI-DRUK, 2016, s. 7-37, ISBN  978-83-937352-9-7.

– Jerzy Jaworski, Blizny, wyd. 1, wydano nakładem autora, Marki 2018, s. 17-138,  ISBN 978-83-934718-8-1.