Chcą zrobić z Polski państwo satelitarne? – o unijnym pomyśle na nasze wybory

Nasze wybory prezydenckie zbliżają się wielkimi krokami, co widać i słychać w każdym zakamarku medialnej przestrzeni. Coraz to więcej plakatów pojawia się w naszych miejscowościach, gdzie możemy podziwiać naszych wyśmienitych i jeszcze lepszych kandydatów. Maj 2025 roku z pewnością będzie należał do najgorętszych okresów najbliższych pięciu lat. Co jednak jak nie wygra najwyśmienitszy kandydat według Unii Europejskiej?

W dyskursie medialnym zawrzało, kiedy do Polski dotarła wiadomość o pewnym pomyśle wiceprzewodniczącej Komisji Europejskiej do spraw suwerenności technologicznej, bezpieczeństwa i demokracji – Hanny Virkkunen. Wiceprzewodnicząca stwierdziła, że w momencie wyboru nie tego kandydata co trzeba, Unia Europejska powoła okrągły stół, który obradując z naszą władzą z Donaldem Tuskiem na czele orzeknie, czy wybory odbyły się prawidłowo. Czy rumuński scenariusz może powtórzyć się w granicach naszego państwa? 

 Współczesny trockistowski elitaryzm intelektualny

Aby zmierzyć się z tym ciekawym fenomenem, trzeba lekko cofnąć się w czasie i spojrzeć z szerszej perspektywy. Wydawać by się mogło, że okres rewolucji Europa ma za sobą. Sojusze międzynarodowe, które na przestrzeni ostatnich dekad powstały zapewniają względne bezpieczeństwo i panuje pokój. Ostatnie wydarzenia pokazują jednak, że to nie do końca pokrywa się z rzeczywistością, a państwa członkowskie są równe i równiejsze. Postawa parlamentarzystów przypomina trockistowski elitaryzm intelektualny, w którym rola pojedynczego państwa schodzi na dalszy plan na rzecz realizowania idei zachowania reguł liberalnych. To jest wysublimowana forma neokonserwatyzmu, w którym nie ma miejsca na prawdziwą demokrację, a suwerenność państwa przypomina tę z czasów dobrze znanej komuny. Neokonserwatyści, będący w istocie trockistami, uważają się za intelektualną awangardę, która powinna kształtować politykę. W kontekście do Unii Europejskiej, taka postawa odbiera niezależne zarządzanie państw członkowskich w obrębie ich własnych granic. 

Istnieje realne zagrożenie interwencji w nasze wybory prezydenckie. Pod przykrywką ograniczenia szerzenia dezinformacji w mediach społecznościowych oraz wyłapywania według Unii, nielegalnych treści można zdeklasować niewygodnego kandydata, tak jak miało to miejsce w Rumunii. Jako państwo członkowskie nie możemy zgodzić się na takie traktowanie. Jakim prawem obca władza ma ingerować w decyzje naszych obywateli?

Chcą cenzury debaty publicznej w Unii Europejskiej

Dochodzimy również do momentu, w którym Bruksela rości sobie prawa do uprawiania polityki wewnątrz państw członkowskich. Europoseł Piotr Muller stwierdził, że Unia Europejska coraz częściej swoją postawą i zachowaniem dąży do cenzurowania debaty publicznej. Szczególnie tyczy się to państw, które nie realizują haseł liberalno-lewicowej linii Parlamentu Europejskiego. Potwierdzeniem tego jest medialna narracja na Zachodzie. Wystarczy spojrzeć chociażby na portal Deutsche Welle, gdzie 5 marca ukazał się wywiad z Hanną Virkkunen dotyczący Okrągłego Stołu przy wyborach prezydenckich w Polsce. Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej do spraw suwerenności technologicznej, bezpieczeństwa i demokracji potwierdziła plany Unii Europejskiej dotyczące “monitorowania” przeprowadzanych wyborów w maju. Według niej każdy obywatel w Unii Europejskiej ma prawo mieć pewność do tego, że wybory są przeprowadzane w wolności i uczciwości. 

W kontekście dużych zasięgów nurtów prawicowych w social mediach polskich, które nie idą zgodnie z kierunkiem liberalno-lewicowym występuje zagrożenie ograniczania treści, bądź doszukiwania się w nich nielegalności. Czy polscy obywatele nie mają prawa do wyrażania swoich poglądów w wirtualnej przestrzeni, bo będzie to oznaczało interwencję w  uczciwość i wolność wyborów w maju? Jak nie Polacy mają wybierać swojego prezydenta, to kto? Może Bruksela… może Niemcy… może mamy do czynienia ze współczesnym Drang nach Osten? 

Taki Zachód, że aż Wschód

Tak jak na wstępie zauważyłam, okres gorących rewolucji Europa ma już za sobą. Patrząc jednak, na to co się działo na przestrzeni ostatnich pięciu lat, nie można nie zauważyć, że na naszym kontynencie raz po raz wybuchają coraz to większe strajki, występują problemy z nielegalnymi imigrantami, a Europejczycy są  niespokojni. Polaryzacja społeczeństwa się niestety pogłębia, a to wszystko przez osobliwie prowadzoną politykę. Dzisiejszy Zachód, ten, w którym wielu upatrywało ostoi demokracji, prekursora wolności słowa i swobód obywatelskich zaczyna przypominać Wschód. Albo myślimy tak jak góra przewiduje, albo czekać nas będą przykre konsekwencje. 

Cała ta nasza podróż na Zachód okazuje się pomyleniem kierunków. Raz po raz słychać o państwie Europa. Już przecież są plany na europejską armię. Czym będzie wtedy Polska? Biednym Landem do pracy i polem bitewnym? Czym się to różni od czasów PRL? Czy historia chce zatoczyć koło, bo nie umiemy nadal wyciągać wniosków?

Aleksandra Pawlikowska